Posty

Milczenie Tejrezjasza

  I Nigdy nie byliśmy w stanie zapamiętać tego adresu. Wystarczyło nam, że jest to gdzieś przy Piotrkowskiej. Nigdy z resztą nie staraliśmy się zapamiętać tego adresu. Wystarczyło nam natchnienie, które niosło nas do celu. Poprzez Rzekę Łez, poprzez Rzekę Ognia, poprzez Rzekę Lęku nasza nawa bez żagli, bez wioseł, bez steru płynęła przez miasto: nieco pijane, trochę śpiące, z makijażem wiecznie rozmazanym wieczorną mżawką. Szminkę starła lubieżność pospiesznie odgrywana w cieniu bram, Włosy wiecznie niedomyte zlepiają się na skroniach, tusz żłobi bruzdy na policzkach. II Z ulicy wchodzi się w podwórko, z niego w drugie, a na końcu, za kratą, furtką, za granicą światów, rozpoczyna się ogród. Za Rzeką Łez, Rzeką Ognia, Rzeką Lęku, – doliną ludzi i mroku – tam sad Persefonei. W naturalny sposób ustawialiśmy się w kółeczku. „Pij, Żydu”, „Pij, geju”, „Pij, faszysto”. Na przekór poglądom: – bleblebleblbleble – ksenofobia – bleblebleblbleble – tolerancja – bleblebleblbleble – gender mai

Ścieżki Zacharego. O tomiku "Kim jest Zachary?" Joanny Wicherkiewicz.

  Dygresja zamiast wstępu Tytuł książki poetyckiej Joanny Wcherkiewicz, Kim jest Zachary? tylko z pozoru brzmi niewinnie. Pytanie o czyjąś tożsamość zadajemy w odniesieniu do innych osób po wielokroć, i po wielokroć skupiamy się na rozmaitych jego aspektach nie zwracając na co dzień uwagi na to, jakie istotnie ważkie problemy ono zawiera. Tymczasem zagadnienie tożsamości to coś, co w literaturze obecne jest od zawsze – i od zawsze poza jej granice wykracza. „ O tym jak istotne jest to zagadnienie świadczy choćby to, że występuje ono nieustannie w rozmaitym natężeniu u kolejnych myślicieli i poetów” – pisze w jednym ze swoich artykułów filozof, dr Włodzimierz Zięba. [1] Wystarczy powrócić myślą do początków, np. do Odysei Homera, gdzie widzimy głównego bohatera w jaskini cyklopa, Polifema. Gdy potwór zadaje Odyseuszowi pytanie, kim on jest, jakie jest jego imię? Ten odpowiada „Nikt”. Polifem uwierzył chytremu Grekowi i stało się to przyczyną jego porażki, ale przede wszystkim wy

O przyjmowaniu aksjomatów

  Scena 1, Portiernia   Pierwszy Dzień dobry   Portier Panowie umówieni?   Drugi Właściwie to…   Pierwszy Tak. Umówieni   Portier Tak? A przez kogo?   Drugi My z aksjomatu   Portier Skąd?   Pierwszy Jesteśmy umówieni z aksjomatu   Portier Pierwsze słyszę…   Drugi Nie słyszał pan? Naprawdę?   Portier Aksjomat… aksjomat… A co to…?   Pierwszy Może i pan nie słyszał, ale nie znaczy to, że nie istnieje. Pański szef powinien wiedzieć, a szef pańskiego szefa już z pewnością słyszał o aksjomatach. Proszę pana, my nie mamy czasu. Gdzieś się wpisać?   Portier Tu, w książce. Jakiś dokument, dowód?   Pierwszy No coś pan? Jaki dowód? Mówiłem, że my z aksjomatu.   Portier No, ale…   Drugi Nie mamy czasu.   Pierwszy (wpisując się) W rubryczce „numer dowodu” wpiszemy „aksjomat” i powinno w zupełności wystarczyć.   Scena 2, Sekretariat   Sekretarka Panowie umówieni?   Drugi My z aksjo

Natura umrze ostatnia.

  Gdy uznaliśmy, że nareszcie udało się zabić Boga, nabraliśmy przekonania, iż zostaliśmy wreszcie sami i możemy już bez ograniczeń mordować siebie nawzajem w imię sprawiedliwości, równości, braterstwa i czego tam jeszcze (oczywiście z wyjątkiem dobra i piękna, bo te – jak sądziliśmy – udało się nam zamordować wraz z Bogiem). Gdy uznaliśmy, że nareszcie udało się zabić Boga, nabraliśmy przekonania, że już nic nie istnieje niezależnie od nas i teraz naprawdę możemy narzucić swą wolę i Ziemi, i Niebu i uczynić je sobie poddanymi. Jakie było zdziwienie, jaki głęboki niesmak, gdy się okazało, że nie wszystko od nas zależy. Bo gdy nareszcie udało się zabić Boga, ta nasza władza nad światem okazała się niezdarna i przykra nawet dla nas samych. Próbujemy okiełznać ten kryzys nadając mu różne nazwy i nieustannie wyprowadzając nowych winowajców na śmierć towarzyską, cywilną, fizyczną: a że konflikt kultura-natura, a że cywilizacja przemocy (którą trzeba, co jasne, obalić),

Od Miletu po Warszawę. Refleksje nad noumenon heroizmu. Glosa do wspomnień Hanny Marczewskiej

    Czas i miejsce akcji. Struktura historii Akcja tej pasjonującej opowieści zaczyna się na Bielanach. Czas – powstanie warszawskie, jeden z najbardziej heroicznych zrywów w historii Polaków. Wydaje się, iż historia Powstania jest dość dobrze rozpoznana i opisana, jednak nadal nie dość suplementów, wspomnień, dopowiedzeń, które tę wiedzę uzupełniają, czynią ją bardziej spoistą i uświadamiają specyfikę tego zrywu. Jest to ważne, ponieważ z rozmaitych powodów, Powstanie   staje się ze współczesnego punktu widzenia coraz bardziej niezrozumiałe. Co więcej: dzieje się tak nie z winy samej historii, a zmian w sposobie myślenia, jakie zachodzą wraz z upływem dekad i przemarszem pokoleń. Z dzisiejszego punktu widzenia świat, i dotyczące go wydarzenia, zdają się mieć zupełnie inną strukturę niż niegdyś. Taki stan rzeczy nie wychodzi nikomu na zdrowie: ani naszym przodkom, którym wszak zawdzięczamy swoje istnienie, ani nam samym, ani tym, którzy przyjdą po nas. Niezależnie od tego k

LIBERTÉ!...

Gdy nagle nastała epoka rozumu, wszystko zaczęło się zmieniać. Za nierozumne uznano mycie głowy, bo prowadzi do apopleksji, i mało kto – czy to kobieta, czy mężczyzna – miał swoje włosy po trzydziestym roku życia. Panowie i panie pysznili się perukami ufryzowanymi z rozmachem na miarę swoich czasów. Wraz z rozumem przyszła wolność i wszyscy nagle zaczęli uwalniać się od przesądów, ograniczeń i ucisku. Biada temu, kto się nie uwalniał dostatecznie gorliwie. W ramach braterstwa (które również nastało) zbiegano się tłumnie i uwalniano nieboraka szybko i skutecznie. Z czasem ów spontaniczny ruch zastąpiły wyspecjalizowane służby. Dbały też o to, aby w obliczu wolności i braterstwa, wszyscy pozostawali równi. Nawet najbliżsi współpracownicy najwybitniejszych przywódców nie mogli pozwolić sobie na zbytki zacofania, obskurantyzmu lub – nie daj Boże! – religianctwa. Cóż dopiero mówić o tych mniej równiejszych? Wszak oni to mieli równać najbardziej, najbardziej uwalni

ADWENT

Do Szeolu wtrącę twój przepych i dźwięki twoich harf Iz 14:11 To w końcu nic nienaturalnego: o tej porze dni są najkrótsze, zwierzęta i drzewa idą spać, tylko niektóre pozostają – być może, aby pilnować spokoju tych pierwszych?  Podobnie powinno być z ludźmi ‑ to w końcu nic nienaturalnego – kiedyś, kiedy ziemia zastygała do wiosny, ludzie zamykali się po chatach i leniwie spędzali czas do przednówka.  Dziś rozświetlone miasta próbują zadać kłam naszemu rytmowi. Snujemy się pod ciemnym niebem, nie widząc słońca, ni gwiazd, ni księżyca. Po ciemku do pracy, po pracy, na miasto, do domu. Niezdrowe, sztuczne światło, niezdrowa sztuczna żywność, niezdrowy przekaz niezdrowych mediów okraszony niezdrową popkulturą. Tu już nie ma nic naturalnego. Tu już nie może być nic naturalnego. W mroku nie tak późnego popołudnia na ekranie telefonu świecą słowa: „Jestem ostatnio bardzo zajęta, Odezwę się do ciebie później, gdy tylko poukładam sprawy zawodowe”. Tak bardzo się starasz nadać natur