Natura umrze ostatnia.

 

Gdy uznaliśmy, że nareszcie udało się zabić Boga,
nabraliśmy przekonania, iż zostaliśmy wreszcie sami
i możemy już bez ograniczeń mordować siebie nawzajem
w imię sprawiedliwości, równości, braterstwa
i czego tam jeszcze
(oczywiście z wyjątkiem dobra i piękna, bo te
– jak sądziliśmy –
udało się nam zamordować wraz z Bogiem).

Gdy uznaliśmy, że nareszcie udało się zabić Boga,
nabraliśmy przekonania, że już nic nie istnieje
niezależnie od nas i teraz naprawdę możemy
narzucić swą wolę i Ziemi, i Niebu i uczynić je
sobie poddanymi.

Jakie było zdziwienie, jaki głęboki niesmak,
gdy się okazało, że nie wszystko od nas zależy.
Bo gdy nareszcie udało się zabić Boga,
ta nasza władza nad światem okazała się
niezdarna i przykra nawet dla nas samych.

Próbujemy okiełznać ten kryzys nadając mu różne nazwy
i nieustannie wyprowadzając nowych winowajców
na śmierć towarzyską, cywilną, fizyczną:

a że konflikt kultura-natura,
a że cywilizacja przemocy
(którą trzeba, co jasne, obalić),
a że nareszcie my sami – bo własność, bo matriarchat,
bo nieumiejętność do przyznania się do błędów;
ostatecznie można też znaleźć pośród swoich
godnego reprezentanta wspólnych win.

Pomimo wszystko sądzimy,
że nasza natura nie jest taka zła,
że nasza natura jest dobra,
tylko wymaga usprawnienia.
I będziemy ją usprawniać,
dopóki tylko będzie żywa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ścieżki Zacharego. O tomiku "Kim jest Zachary?" Joanny Wicherkiewicz.

Wieniedikt Jerofiejew – pijak, pisarz, misjonarz

PAN SPOZA I RASIZM