TRYPTYK SCHULZOWSKI, cz. I
Karl Gunther
(Pamięci Brunona Schulza)
I
„Tu nie dzieje się nic na darmo,
nic nie zdarza się bez głębokiego sensu […].
Tu zdarzenia nie są
efemerycznym fantomem na powierzchni,
tu mają one korzenie w głąb rzeczy i sięgają istoty.”[1]
Od przerażenia do pożądania,
od pożądania do przerażenia.
Mój palec na spuście i palec Adeli,
drżał lekko i
błyszczał niby języczek węża.
Trudno by się domyślić, że to jedna rzeczywistość.
II
Ten artysta nieprzypadkowo stanął na mojej drodze.
Nieprzypadkowo trwa wojna,
nieprzypadkowo stoję w centrum Historii
ważąc — niby bogowie — ludzkie losy w swym ręku.
Tak jak pożądanie nie jest ślepe,
nie ma przypadkowej śmierci,
jednakże Jakiż to
bóstwu zysk —
ujarzmić i spopielić
człowieka?
Jakiż to łup
zaszczytny zedrze on z mojej głowy?[2]
Moja wyrocznia to damska zabaweczka —
pistolecik zgrabny jak mała infantka
dająca wyraz pogardzie dla błaznów.
Podejdź tu, du künstlicher
Untermensch,
przepowiem ci przyszłość…
”Zabójstwo nie jest grzechem.
Jest ono nieraz koniecznym gwałtem
wobec opornych i skostniałych form bytu,
które przestały być zajmujące.
W interesie ciekawego
i ważnego eksperymentu
może ono nawet stanowić zasługę.”[3]
Był człowiek. Nie ma człowieka…
„…i jest w tej abstynencji i ograniczeniu
bezradne
westchnienie,
cicha kapitulacja przed obojętnością transcendentu”[4].
[1] Bruno Schulz, Republika
marzeń, w: B. Schulz, Opowiadania,
s. 222
[2] (Alkajos z Messany, s.119)
[3] (Bruno Schulz, sklepy
cynamonowe, w: B. Schulz, Opowiadania,
s. 26.
[4] (Bruno Schulz, Sanatorium pod klepsydrą, w: B. Schulz, Opowiadania, s. 75).
Komentarze
Prześlij komentarz